poniedziałek, 4 lutego 2013

Magda, Przemek, Oliwka i Ola

Dziś mam przyjemność opublikowania kolejnej opowieści porodowej, tym razem w dwóch częściach :)

Magda, Przemek i Oliwka 

Właściwie to ja od początku wiedziałam i czułam, że będę rodzić w domu. Nie wiem skąd ta pewność i ten spokój i radość na myśl o rodzeniu. Pierwsza ciąża była bardzo wychciana i wyczekana, Początki były trudne ze względu na okrutne mdłości i wymioty, ale nic to „wrogów mrowie, nas garstka”, tak to sobie powtarzam jak mi ciężko
Do samego końca ciąży pracowałam, dobrze się czułam, miałam dużo energii, byłam zadowolona i uśmiechnięta, a przede wszystkim aktywna. Poród zaczął się na dwa dni przed wyznaczonym terminem, załatwiałam sprawy zawodowe na mieście, kiedy ok. 15 poczułam pierwsze delikatne skurcze, nie przejęłam się nimi specjalnie, dokończyłam pracę i wróciłam do domu. O 16-stej przyszedł mój mąż, miał przerwę w swojej pracy, a moje skurcze nasiliły się i były już do 6-7 minut. Na początku silnie je odczuwałam w krzyżu i wtedy zaczęłam kręcić biodrami i to było jak zbawienie. Mąż zwariował i zaczął spiesznie napuszczać wodę do wanny, wymyślił, że musi być przefiltrowana, więc pochłonęło go to bez reszty, narobił przy tym okropnego bałaganu, ale nic to Ja w tym czasie chodziłam, jak zbliżał się skurcz przytrzymywałam się czegoś i zaczynałam kręcić biodrami. O 17-stej weszłam do wanny, skurcze były coraz częstsze i bardziej intensywne, w przerwach prawie przysypiałam, w wodzie było mi dobrze. Mój mąż bardzo mnie wspierał, słuchał tego co do niego mówię, sam niewiele się odzywał, nie doradzał, nie kombinował, po prostu towarzyszył. Kiedy przyszła faza kryzysu, a ja stwierdziła, że już nie dam rady, niech to zrobi ktoś inny za mnie, że ja już wcale nie chcę tego porodu, Przemek rezolutnie zajrzał do książki „Odkrywam macierzyństwo” i takim zwyczajnym głosem powiedział, że teraz to taka faza i zaraz ona minie i że jestem mega dzielna i dam radę. Oczywiście wtedy niewiele mi to pomogło, ale… dałam radę. Oliwka urodziła się o 20-stej, czyli po 4 godzinach właściwego porodu, pęcherz płodowy pękł przed samym urodzeniem, woda zrobiła się brudna, czułam jak przeciska się główka, przy następnym skurczy wyślizgnęło się całe ciałko. Pływała chwilę pod wodą, otworzyła oczka i popatrzyła na nas spod tej wody, a mnie zalało uczucie mocy i siły sprawczej, zrobiłam to, urodziłam, ja i moje ciało, alleluja, jestem wielka. Wyciągnęliśmy ją, odessałam jej wydzieliny z noska i ust, swoimi ustami, zaczęła płakać. I tu stety niestety włączyła się schiza mojego męża, przestraszył się, że Oliwka źle oddycha (bo faktycznie trochę charczała, ale to normalne przez pierwsze minuty zanim wszystko załapie), zadzwonił po naszą koleżanką, która jest położną. Kiedy przyjechała, odcięliśmy pępowinę, obejrzała Oliwkę, oczywiście wszystko było ok, opatuliła ją szybko, ja się w tym czasie umyłam i położyłyśmy się do łóżka, Oliwka zaczęła ssać, a ja nie mogłam się na nią napatrzeć. Gabrysia stwierdziła małe pęknięcie krocza, mąż zajął się załatwianiem lekarki, która przyjechała do domu i zszyła mnie na miejscu. W międzyczasie urodziłam łożysko.
Ok. 22 wszyscy sobie poszli i została nasz trójka, przejęta, uśmiechnięta, zdziwiona, zauroczona i mega silna
Czułam się jak po rytualnej inicjacji przejścia, przekroczyłam osobiste granice i doszłam na szczyt i wróciłam do siebie, odnalazłam siebie.


Ola 


Magda, Przemek i Ola 

Każda ciąża i poród nawet tej samej kobiety to kolejne światy, kolejne przestrzenie do poznania. Po pierwszej bardzo udanej ciąży i pierwszym mega umacniającym porodzie przyszedł czas na drugą drogę do przebycia. A druga ciąża… cóż… była dla mnie jak grom z jasnego nieba. Ledwo zaczęłam wychodzić na prostą, w pracy pojawiły się nowe szanse rozwoju, a tu taka niespodzianka. W stanie przejmującej depresji byłam przekonana, że urodzę w szpitalu. Stwierdziłam, że z takim nastawienie do ciąży, dobry i zdrowy poród nie ma szans zaistnieć. Aż tu nagle z dnia na dzień, spłynął na mnie taki błogi spokój… i cała schiza prysnęła. Bach i nie ma, rodzę w domu To tak jakbym wróciła do domu, wróciła do siebie, silnej i mocnej.
Poród zaczął się w niedzielę, tydzień przed terminem, o 6-stej poczułam pierwsze skurcze, ale słabe, więc pospałam do 8, ale co chwilę budziłam się i je czułam. Obudziłam męża i Oliwkę, zaczęło się… Znowu wszystko bardzo szybko się rozkręcało, spakowałam Oliwkę, przyszła po nią nasza koleżanka, potem miała ją przejąć babcia. Na początku chodziłam i kręciłam biodrami tak jak za pierwszym razem i weszłam do wanny jak za pierwszym razem. W wannie czas płynął wolno, mi było ciężko, dyszałam, jęczałam, krzyczałam, w pewnym momencie wiedziałam już, że w tej wannie nie urodzę, postanowiłam wyjść, pochodziłam chwilę, przeżyłam 10 minutowy kryzys wisząc na Przemku (oczywiście taki sam jak wcześniej, że już dość, że nie idzie, że nie dam rady itd.) i w ogóle nie w głowie było mi racjonalizowanie go i przypominanie, że już tak było i poszło dobrze. Kurcze, kryzys to kryzys, nie zrobię i już… a jednak robię i już. Przykucnęłam, złapałam się boków fotela i popłynęła, zniknęłam, skupiłam się tak absolutnie na odczuwaniu ciała, świata dla mnie nie było. I poczułam, że znowu to robię, rodzę, kiedy poczułam pieczenie, puściłam to, nie parłam, a główka sama wyszła (dzięki temu tym razem nie pękłam), kolejny skurcz i Olusia była już z nami. To było o 14-stej, czyli po 6 godzinach porodu właściwego. Odessałam ją tak jak Oliwkę. Opatuliliśmy ją, nie mogliśmy się napatrzeć, miała takie długie czarne włoski, kiedy pępowina przestała tętnić, zacisnęliśmy i odcięliśmy. Ogarnęłam się trochę, przyszła inna koleżanka, tym razem pielęgniarka, obejrzała krocze, pęknięcia nie było, a ja czułam się bosko .Po dwóch godzinach urodziłam łożysko. Ola pięknie zaczęła ssać, została cudnie przyjęta na świecie.
Co mi dały takie porody?
Pozwoliły mi poczuć, że jestem kobietą, kobietą silną, mocną, dającą życie, przeszłam inicjację, poznałam tajemnicę życia. Kryzys w trakcie porodu był dla mnie granicą możliwości, którą musiałam przejść, a jak już byłam po drugiej stronie zalała mnie fala energii. Teraz dopiero poczułam kim jestem, było mi ze sobą dobrze, poczułam pierwotną siłę.
Dlatego chcę się tym dzielić i jeśli moje doświadczenie pomoże komuś choć trochę zmniejszyć strach przed porodem, to będzie to dla mnie wiele znaczyło.

Magda i Oliwka


Autorka: Magda Beztroska-
zaprasza na Funpage’a na FB:
In-The-Future-Centrum-Samorozwoju
I oczywiście do kontaktu.
Bo my Kobiety, wiemy jak rodzić!!!
Zdjęcia z archiwum prywatnego.

Dziękuję Magdo :)

Spodobała Ci się ta opowieść i chciałabyś, żeby ukazała się w bezpłatnej książce wesprzyj projekt

Brak komentarzy: