czwartek, 14 marca 2013

Relacja z domowego porodu w wodzie


Dziękuję Joanno za tą niesamowitą relację, pełną mocy i siły, którą natura obdarza kobietę... Część tego co doświadczyłaś podczas porodu, było tez moim udziałem, dlatego Twoja relacja jest mi bardzo bliska <3


Poród w domu?

Kiedyś się zastanawiałam ile kobiet zdecydowałoby się na poród w domu, w zaciszu domowego ogniska, bez spojrzeń obcych, wykwalifikowanych w porodach, oczu.
Zastanawiam się, ponieważ spotkałam się z dużą dezaprobatą tego pomysłu: mojego pomysłu i męża.
Przyzwyczaiłam się do komentarzy: „Przecież to niebezpieczne, narażasz swoje życie i życie swojego dziecka, to bardzo nieodpowiedzialne zachowanie, ja w życiu bym się nie zdecydowała...”.
Były też bardziej optymistyczne zdania: „Jak najbardziej, ale musiałabym mieć położną przy sobie”.
Swoje dziecko urodziłam samodzielnie, własnymi siłami, w wannie, w swojej łazience.

Od razu się nasuwa pytanie,a gdzie położna, doula, ktoś kto przyjmie poród?

Nie udało nam się znaleźć położnej, która przyjęłaby poród. W Chorwacji nie ma doul, a położne uczestniczą tylko w szpitalnych porodach. W porodzie aktywnie uczestniczył mój mąż.
Bałam się szpitala i tego, że ktoś będzie interweniował w tak intymny moment naszego życia, Nie chciałam walczyć o swoje prawa do naturalnego porodu, bo wiedziałam, że lekarze i położne i tak zrobią swoje: przebiją pęcherz, rozetną, wcisną oksytocynę lub znieczulą, i będą mówić w jakiej pozycji mam rodzić, jak mam się zachowywać!. Z tych przyjemności zdecydowałam się zrezygnować.
Wierzę, że ciąża nie jest chorobą, tylko naturalnym etapem życia kobiety. Jeśli więc ciąża przebiega bez komplikacji, nie widzę potrzeby na ingerencję szpitala, poród może być jak najbardziej naturalny i prowadzony w pełni przez kobietę. Każda nas ma w sobie ukryte instynkty, które ujawniają się podczas domowego porodu.

Jak się przygotowałam do porodu?

Przed porodem przeczytałam książkę Michaela Odenta o naturalnych narodzinach. Razem z mężem spotkaliśmy się z parą, która rodziła swojego syna w domu i nasze wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Ciąża przebiegała bez żadnych problemów. Na dwa dni przed porodem byłam na kontroli. Nie reagowałam na namowy prowadzącej ciążę ginekolog, że już mogę iść do szpitala. Nie mówiłam o planach porodu w domu, bo wtedy od razu byłabym skierowana do szpitala. Cieszyłam się, że wszystko jest dobrze i poród w domu jest jak najbardziej możliwy.
Przygotowanie odbywały się głównie w mojej głowie i wsłuchiwaniu się w swoje potrzeby. Kobieta wie jak rodzić, kobiecy instynkt i natura kierują porodem, a kobieta poddaje się więzi pomiędzy sobą, a dzieckiem. Ta więź jest tak silna, że kieruje kobietę podczas porodu. Przed porodem ćwiczyłam jogę i wizualizowałam jego przebieg. Stało się tak jak to sobie wymarzyłam, przy muzyce, w przyciemnionym świetle, tak żeby synek nie wystraszył się zbyt dużej ilości światła. Na wypadek komplikacji samochód był zaparkowany pod domem, a odległośc do szpitala to 10 km. Poród trwał 16 godzin.

Poród.

Prawdziwy poród rozpoczął się 10 dni po terminie wyznaczonym przez lekarza. Miałam skurcze przepowiadające przez kilka dni. Wody odeszły w nocy o godz. 2 nad ranem i wiedziałam, że nadszedł tak długo wyczekiwany moment.
Powiedziałam do męża, żeby nadal spał, nie chciałam, żeby od razu wstawał. Nalałam wody do wanny i do godziny 4 nad ranem byłam sama. Skurcze nie były jeszcze bardzo silne, wsłuchiwałam się w organizm. Później mąż wspierał mnie znosząc dzielnie moje niezbyt spokojne zachowanie podczas skurczy. Trzymał za rękę, rozmawiał, przykładał ucho do brzucha, żeby poczuć maleństwo. Z cierpliwością wysłuchiwał moich próśb o środki znieczulające. Ponieważ takich środków nie było w domu, oddychałam, a mąż razem ze mną. Przechodziłam przez kolejne kroki porodu instynktownie, śledząc swoje ciało. Tak blisko siebie byłam pierwszy raz.
Skurcze powtarzały się mniej więcej co 5 minut przez 15 godzin: 30 minut spędzałam w wannie, w wodzie o temp. 37 stopni i 30 minut na lądzie, skacząc na piłce, lub tańcząc. Aktywność pomogła mi wytrzymać ból podczas skurczy. Pomiędzy skurczami, gdy miałam czas na chwilę odpoczynku: rozmawiałam z mężem, zdawałam relacje znajomej na skype oraz kilka razy rozmawiałam przez telefon z przyjaciółką wspierającą dobrym słowem i radą.
Czułam, że po 15 godzinach skurczy synek jest gotowy do wypłynięcia na świat i właśnie w tym momencie, gdzie sił było coraz mniej, miałam ochotę wszystko przerwać. Z drugiej strony wiedziałam, ze nadszedł moment kulminacyjny i nie mogę się wycofać... Zebrałam w sobie siły i po kilku dłuższych parciach w pozycji wertykalnej, wypełnionych łzami szczęścia urodziłam synka. To był nieziemski moment, gdzie byłam poza sobą, jak bym odkrywała nową przestrzeń wymieszaną bólem i ekstazą. 
Najcudowniejsze było zobaczenie główki i potem było potrzebne tylko jedno parcie, żeby całe ciałko przywitało zewnętrzny, bezpieczny świat wypełniony miłością i troską rodziców oraz zaciszem domowego ogniska.
Mąż wyjął synka z wody, mały ujrzał światło dzienne, kilka minut po porodzie przez chwilkę zapłakał. Moment później leżał na mnie i rozpoczął kolejny etap życia: zaczął ssać. 

Joanna z Synem


Te chwile noszę w sercu każdego dnia, to był najcudowniejszy moment naszego życia. Z jednej strony rozłączenie matki i dziecka, a z drugiej stronie pierwsze wspólne chwile na lądzie. Pępowinę mąż odciął po tym jak przestała pulsować, ok. 30 minut po porodzie.
Żebym mogła urodzić łożysko, maż zabrał synka i go ubrał. Gdy je urodziłam zajrzałam do książki, sprawdziłam czy jest całe i włożyłam je do lodówki, żeby pokazać pediatrze do którego poszliśmy dwa dni po porodzie. 
Synek urodził się w piątek wieczorem, więc z badaniem czekaliśmy do poniedziałku. Sami go zmierzyliśmy i zważyliśmy. Mierzył 50 cm i ważył 4,200 kg. Miałam tylko problem z ocenieniem synka w skali Apgar. Przez całą ciążę nie chcieliśmy znać płci dziecka, przeczuwając jednocześnie, że to syn. 

Poród był najcudowniejszym, nieziemskim przeżyciem. Taki poród zbliża całą rodzinę, jest czymś naturalnym i instynktownym, spajającym, powoduje, że kobieta odkrywa w sobie niesamowitą, wyłącznie kobiecą siłę, energię. W organizmie wydziela się ogromna ilość adrenaliny i endorfin, hormonów szczęścia. Kobieta jest w stanie zaraz po porodzie przenosić góry. Zapewniam, że tak było w moim przypadku. Godzinę po porodzie zaczęłam sprzątać mieszkanie, synek spał, a ja nie wiedziałam gdzie mam ulokować swoją energię i przenikające uczucie szczęścia, dumy, zadowolenia i kobiecego spełnienia.

Pamiętam też zdziwione oczy pielęgniarek, które zobaczyły mnie w przychodni na rękach z dwudniowym noworodkiem, pochwały ze strony lekarza, że pępowina tak profesjonalnie zawiązana...i pytania po porodzie od dalszych znajomych, gdy dowiadywali się , że rodziliśmy we dwójkę: „Czy twój mąż jest lekarzem?” Tak, w ludziach silnie jest zakorzenione przekonanie, że tylko lekarze lub pielęgniarki mogą odebrać poród. Niestety w Polsce porody domowe zdarzają się bardzo rzadko i do tej pory nie udało mi się zachęcić żadnej koleżanki, a od porodu mineło już 6 lat... W Holandii 60% kobiet rodzi dzieci w domach narodzin, lub w domach z położną lub doulą ...
Z głębi kobiecego serca zachęcam wszystkie kobiety do naturalnych porodów. Zaufajcie sobie i swojej wewnętrzenej sile, która drzemie w każdej nas!!!


Autorka: Joanna 
Zawodowo: Jestem prezesem organizacji pozarządowej. Prowadzę lokalne i międzynarodowe projekty dla młodzieży i pracowników młodzieżowych. Jestem trenerką i konsultantem młodzieży i osób dorosłych w obszarach: komunikacja interpersonalna, obywatelstwo europejskie, zarządzanie projektem, edukacja globalna, edukacja antykorupcyjna, joga śmiechu.
Prywatnie: Jestem osobą otwartą na zmiany, lubię eksperymentować i sprzeciwiać się przyjętym powszechnie  regułom. Jestem zwolenniczką domowych porodów, alternatywnych metod leczenia oraz alternatywnych metod edukacji i wychowywania dzieci. Wierzę, że to nasza otwartość na innych ludzi, wsłuchiwanie się w ich potrzeby i inne punkty widzenia tworzy nasze życie bogatym i szczęśliwym. Bo przecież: "nic co ludzkie nie jest nam obce".

Zdjęcie: z prywatnego archiwum Joanny.


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

cudownie gratuluje !

Magdoula pisze...

Gratuluję odwagi:)
Nie, że w domu ale że sami, bez położnej albo choćby douli, choć to w sumie dzielnie maż się sprawił:)

Magdoula pisze...

Gratuluję odwagi:)
Nie, że w domu ale że sami, bez położnej albo choćby douli, choć to w sumie dzielnie maż się sprawił:)

Anonimowy pisze...

Moja córka za parę dni skończy 12 miesięcy. A ja właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży :) Jeżeli ta ciąża będzie przebiegała tak idealnie jak pierwsza, to urodzę w domu z pomocą męża. Niestety (a może stety?)w mieście do którego niedawno się przeprowadziłam, nie ma położnej, która przyjęłaby poród w domu. Na samą myśl o szpitalu przechodzą mi ciarki i nie ma mowy, żebym tam urodziła, nie po tym co przeżyłam. Nie pozwolę obcym ludziom, rzekomo fachowcom, po raz drugi odebrać mi przyjemność z rodzenia...

Anonimowy pisze...

W Polsce pielęgniarki nie mają prawa do odbierania porodów. Porody odbierają POŁOŻNE ;)
Pięknie przeżyty poród, gratuluję.