Czas szybko mija i... mamy świeżutką relację z drugiego ;)
Wszystko zaczęło się w piątek, tak naprawdę zaczęło się 9 miesięcy wcześniej, ale to dłuuuuuga historia.
Poszłam z Wiki do Czekoladziarni spotkać się z koleżanką i jej
synkiem, spacer w dwie strony zajął nam jakieś 1,5 godziny, bo Wiki
wracać do domu piechotą nie miała ochoty. Po spacerze skurcze
przepowiadające męczące mnie już od wielu tygodni się nasiliły, czułam
też dość mocno nacisk na szyjkę. Ale więcej się nie działo, w końcu po
tym jak dobiłam z przedwczesnymi skurczami do bezpiecznego terminu,
doszłam do wniosku,że urodzę jak poprzednio blisko ultimatum
bezpieczeństwa. W sobotę wybraliśmy się po zakupy, a ja w aucie
stwierdziłam, że moje skurcze są jakieś takie jakby regularne. Po drodze
okazało się, że nie wzięłam ze sobą telefonu, a Dominik nie miał numeru
do Grażyny (położnej), ale doszłam do wniosku, że na razie poczekamy z
obdzwanianiem wszystkich koleżanek w poszukiwaniu numeru do niej. Na
miejscu skurcze wciąż trwały i nabrałam pewności, że się zaczyna coś
konkretnego. Dokonałam zakupu akcesoria do karmienia i Dominik
zaproponował, że pójdziemy na ostatnią kawę, a Wiki wyślemy do
Kinderplanety. Tak też zrobiliśmy, po wypiciu kawy zaliczyłam jeszcze
jeden sklep i poszłam do D i W. Na miejscu zrobiono nam zdjęcie z okazji
promocji nowego aparatu Samsunga i pojechaliśmy do domu.
Wiki zasnęła w aucie, ja też miałam ochotę, ale wiedziałam, że mnie D do domu nie zaniesie ;) W domu byliśmy o 15, na 17 byliśmy umówieni na wizytę u koleżanki. D
wykorzystał okazję i też się zdrzemnął, a ja postanowiłam rozwiać swoje
wątpliwości, czy to na pewno poród pod prysznicem. Skurcze pozostały,
więc zadzwoniłam do położnej i douli, żeby im powiedzieć, że coś powoli
się zaczyna i zaczęłam ogarniać łazienkę i poczytywać “Duchowe
położnictwo” Iny May Gaskin.
I tu zmiana wątku – doula Natalia. Natalię poznałam kilka miesięcy
temu i początkowo nie złapałam z nią super kontaktu, ale po kilku
spotkaniach bardzo zaczęła mi się podobać jej energia i kobieco –
życiowa mądrość. Magda J, o której tu nie będzie dużo, ale która była
obecna gdzieś w innym wymiarze wspierająco, rozmawiała z Natalią i
powiedziała mi, że jej marzeniem jest uczestnictwo w porodzie domowym i
że mogłaby nawet za darmo wziąć w takowym udział. Czynnik finansowy
odegrał chyba decydującą rolę, bo poród domowy do tanich nie należy i
ledwie wysupłaliśmy kasę dla położnej, zresztą nie potrzebowałam douli.
Idea kiełkowała i rosła, aż doszłam do wniosku, że czemu nie? Skoro się
tak złożyło, to może tak będzie lepiej. Trochę też się bałam, że ja
zacznę rodzić, D pojedzie odwieźć Wiki, Grażyna nie zdąży do nas
przyjechać, a ja zostanę sama ze swoim porodem i tu Natalia wniosła
spokój, że jednak sama nie zostanę. Dodam jeszcze, że jestem osobą,
która przy porodzie asysty nie potrzebuje, więc miałam przeczucie, że
Natalia wiele nie podziała, ale postanowiłam podzielić się moim
doświadczeniem.
Zatem zadzwoniłam do dziewczyn i na razie powiedziałam, że coś się
powoli zaczyna, skurcze były dość regularne, ale jak je próbowałam
mierzyć to znikały. Postanowiłam jednak pojechać z Wiki i Dominikiem do
kolejnej Magdy, tym razem G. Chciałam dać W trochę poczucia
bezpieczeństwa i pożegnać się ze światem bez oseska. Po drodze
pobłądziliśmy i nasza droga tam zajęła prawie godzinę, na miejscu czułam
się jakbym była w szklanej bańce, niby z nimi wszystkimi, ale gdzieś
jednak obok, o 20 zdecydowałam, że jedziemy do domu. Droga powrotna
zajęła nam 15 minut. W domu cieszyliśmy się przez chwilę z Dominikiem
obecnością we dwoje, a następnie on pojechał po ostatnie zakupy a ja
wezwałam dziewczyny. Skurcze miałam co 5 minut, więc jeszcze nie
potrzebowałam nikogo, ale uznałam, że wolę, żeby przyjechały i mi
wszystko zaburzyły wcześniej niż później.Pierwsza była Grażyna, po
przyjeździe zbadała tętno i rozwarcie, było 2,5 cm, więc mało jak dla
mnie, ale szyjka była mięciutka. Po chwili zjawiła się Natalia z piłką i
chustami do masażu, oraz świeczkami które rozstawiła w sypialni. Tym
razem było ze świeczkami i muzyką, a nawet z zapachami. Grażyna doskonale wyczuła moją potrzebę intymności i udała się do
drugiego pokoju, Natalia do niej dołączyła i ostatecznie dziewczyny
przegadały 3 godziny w kuchni, z moim towarzystwem chwilowym, w momencie
kiedy poczułam się samotna, bo D. poszedł pod prysznic.
Skurcze przybierały na sile, miałam wrażenie, że na piłce są efektywniejsze, więc czasem się pochylałam i opierałam o coś kręcąc biodrami, a czasem siadałam na piłce. Tak sobie chodziłam, dosprzątywałam i przecierałam co mi wpadło pod rękę, nawet miałam zamiar skończyć pakować torbę do szpitala, ale uznałam to za zbyt nudne zajęcie… Znowu to zrobiłam, niektórzy twierdzą, że torba musi być spakowana, ale mi się dwa razy udało bez niej.
Skurcze przybierały na sile, miałam wrażenie, że na piłce są efektywniejsze, więc czasem się pochylałam i opierałam o coś kręcąc biodrami, a czasem siadałam na piłce. Tak sobie chodziłam, dosprzątywałam i przecierałam co mi wpadło pod rękę, nawet miałam zamiar skończyć pakować torbę do szpitala, ale uznałam to za zbyt nudne zajęcie… Znowu to zrobiłam, niektórzy twierdzą, że torba musi być spakowana, ale mi się dwa razy udało bez niej.
W pewnym momencie muzyka zaczęła mnie drażnić, zmieniłam na coś
spokojniejszego, ale efektu nie było, więc całkiem ją wyłączyłam i
pozostałam przy ciszy i swoim mruczenio – stękaniu. Bo skurcze
przybierały na sile i były coraz bardziej bolesne, a wraz z nimi moja
“muzyka” stawała się coraz głośniejsza. Ok 22 napisałam do Magdy smsa,
jak ma się Wiki, było dobrze, więc spokojnie łaziłam pomiędzy łazienką a
sypialnią. Po godzinie akcja się rozkręciła na dobre, Grażyna zapytała,
czy czuję skurcze w pachwinach, nie czułam, ale już wiedziałam, czego
się spodziewać. Postanowiłam zetrzeć podłogę w łazience i wymościć sobie
legowisko, skurcze już były konkretne i nie udało mi się tego zrobić w
przerwie pomiędzy skurczami. Czułam też, że jestem już na prawdę głośna,
a podczas skurczów najlepiej mi było, gdy obejmowałam i ściskałam
Dominika. Grażyna poprosiła mnie, żebym dała zbadać sobie rozwarcie,
zgodziłam się to zrobić po tym, jak ogarnę łazienkę i zaczęła się jazda
bez trzymanki – toaleta, mop, toaleta, sypialnia, a w międzyczasie
Magda dzwoniąca, że Wiki płacze i na pytanie, czy z nią porozmawiam
NNNNNNNNNNNNNIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
wyryczane na skurczu i bieganina do łazienki, po to, po tamto, na
kanapę do badania i -”Mamy pełne rozwarcie”, które wcale mnie nie
zdziwiło, czułam, że to już, skurcze były na prawdę silne i bolesne,
pachwiny ciągnęły, po badaniu toaleta i kąpiel. Kąpiel to duże słowo,
ponieważ mamy brodzik o głębokości 30 cm, więc moczyłam nóżki i brzuch,
zresztą siedząc w środku byłam przekonana, że nie zdążę brodzika wodą
napełnić…
Po chwili od puszczenia wody główka się wstawiła w kanał rodny i
znajome pieczenie / szczypanie… O nie! Przypomniałam sobie, jak to było
za pierwszym razem – 2 milimetry do przodu, milimetr do tyłu i piekielny
ból. Ratunku! Muszę to powstrzymać! Kazałam Dominikowi klęknąć, a sama
pochyliłam się jak tylko mogłam i następne dwa skurcze przeżyłam bez
wstawiania się główki. Ale to bez sensu, przecież muszę ją wycisnąć, no
dobra, to się podniosę…
Grażyna powiedziała, że w zasadzie mogę urodzić w brodziku, ale
muszę jedno kolano dać na krawędź, więc zarzuciłam kolanem i przyszedł
kolejny party skurcz, znów pieczenie i po skurczu główka z powrotem się
wycofała, następny i już została, gdzieś w międzyczasie wymacałam główkę
i się zdziwiłam, że już mogę ją dotknąć, podczas pierwszego porodu
wymęczyły mnie parte skurcze, zanim dotknęłam główki… To mi dodało
otuchy, a Grażyna powiedziała, że jeśli poprę, to główka wyjdzie na
kolejnym skurczu, niechętnie ale jej posłuchałam i rzeczywiście główka
wyszła, chlusnęły wody i wyszło cale ciałko, które natychmiast dostałam
na ręce. Sprawdziłam, rzeczywiście dziewczynka. Jeszcze chwila, zanim
Aleksandra zaczęła oddychać. I te kilka sekund wydłużone w
nieskończoność, zabiegi Grażyny, panika D., a ja spokojna czekałam, aż
Ola spokojnie załapie, w końcu się udało.
I nagle ze zdziwieniem zauważyłam, że Natalia została za drzwiami
łazienki. Później ktoś łaził, ktoś coś mówił, ale ja miałam Olę
zawiniętą w pieluszki i przytuloną do siebie i świat zewnętrzny średnio
do mnie docierał. Dziwiłam się, że Ola nie chce się przyssać, Wiki
pierwsze co zrobiła rzuciła się na cycka… Gdzieś ktoś pomógł mi wyjść z
brodzika na moje posłanie i zdziwienie Grażyny moją pępowiną – była
skręcona jak kabel telefoniczny.
Informacja od Dominika, że Wiki zasnęła (myśleliśmy, że po drodze),
więc jest u Magdy, po chwili spędzonej w łazience Dominik z Grażyną
pomogli mi się podnieść i przenieśliśmy się do sypialni. Poprosiłam D.,
żeby pojechał po Wiki, bo bałam się,że jak się obudzi znowu zrobi
histerię… D. się zgodził i pojechał, a my z dziewczynami siedziałyśmy (ja
leżałam) i czarowałyśmy. Natalia zrobiła mi przecudowny masaż stóp, Ola się przyssała i tak spędziłyśmy dwie godziny od porodu w cudownej atmosferze.
Autorka: Magdalena Mostek- Wrocław
zaprasza na bloga o dobrych porodach Dobry poród
Dziękuję Magdaleno <3
No, prawie, pomijając skurcze macicy i poród łożyska. O ile przy
porodzie miały dla mnie sens, po porodzie mnie strasznie drażniły swoim
natężeniem i bolesnością. Kilka razy Grażyna sprawdzała, czy łożysko
odeszło, aż kazała mi poprzeć, strasznie mnie to rozdrażniło, bo
wydawało mi się, że to jeszcze za wcześnie, ale jej posłuchałam i
rzeczywiście wyszło. Było całe i śliczne, świeżutkie bez żadnych oznak
starzenia się. Poobracała je w te i we wte i pokazała, jak to wszystko w
środku wyglądało i gdzie siedziała Ola. Grażyna powiedziała, że trzeba było urodzić łożysko, zanim pochwa i
macica zaczną się obkurczać, bo bez sensu byłoby jechać do szpitala,
żeby je wydobyli. Dowiedziałam się przy okazji, że w jednym z
Wrocławskich szpitali kobietom rutynowo robi się łyżeczkowanie macicy… Z
perspektywy czasu trochę inaczej oceniam wydarcie mi mojego łożyska, po
porodzie wydawało mi się, że minęło 15 minut, ale tyle to ja
przesiedziałam w łazience… A Grażyna, która zwykle w 2 godziny wypełnia
dokumenty ten czas przesiedziała z nami w sypialni. Niesamowita była
reakcja Natalii na niecodzienne zjawisko, jakim jest poród, w którym się
kobiecie nie przeszkadza, patrząc na nią wiedziałam, że podjęłam
słuszną decyzję wybierając poród domowy. Z pępowiną postanowiłyśmy
poczekać, aż wróci tatuś. W końcu przyjechali, Wiki spała, więc D ją
rozebrał i położył na jej materacyku. Przyszła kolej na pępowinę, D
dzielnie ją przeciął i mała została oddana na mierzenie i warzenie. 53
cm i 3650 gram. Okrąglutka z drugą brodą.
Po jakichś 2-3 godzinach dziewczyny pomogły mi wstać i pójść do
toalety, oraz wziąć prysznic. Cudowne uczucie, korzystanie z toalety nie
bolało a po prysznicu czułam się jak nowo narodzona. Okazało się, że
poród odbył się bez żadnych otarć, nie wspominając o nacinaniu…
Dostaliśmy dokumenty, Natalia ugotowała mi kisiel, pożegnaliśmy
się, dziewczyny pojechały, Dominik zasnął, a ja na adrenalinowym haju
leżałam i patrzyłam jak moje małe szczęście zacięcie wypija swój
pierwszy posiłek i czułam, jak przelewa się przeze mnie burza hormonów, a
mała istotka w moich objęciach przejmuje nade mną pełnię władzy.
I tu wypadałoby skończyć relację, ale jeszcze napiszę o Wiki.
Obudziła się dziewczyna z płaczem, dostała mleczko i jak się napiła
pokazałam jej siostrzyczkę. Reakcja była jak w kreskówce, jakby dostała młoteczkiem w głowę, na buzię wstąpił uśmiech i cała
zaczęła się zachwycać małą siostrzyczką, główką, stópkami, małymi
rączkami, niesamowicie było na to patrzeć.
A na końcu chciałabym podziękować Grażynie za nie narzucające się wsparcie i jej niesamowitą mądrość i spokój. I za gimnastykę przy brodziku, do tej pory nie wiem, jak jej się udało wpasować za mnie i złapać dzidzię. Dominikowi za to, że był ze mną w tym, jednym z najważniejszych życiowych momentów i dzielnie mnie wspierał, i pozwalał się ściskać, Magdzie G za opiekę nad Wiki, Magdzie J za wsparcie i Natalii za cudowną energię i uszanowanie mojej postawy, która odebrała jej kompetencje ;) (nie pozwoliłam sobie pomagać w porodzie).
A na końcu chciałabym podziękować Grażynie za nie narzucające się wsparcie i jej niesamowitą mądrość i spokój. I za gimnastykę przy brodziku, do tej pory nie wiem, jak jej się udało wpasować za mnie i złapać dzidzię. Dominikowi za to, że był ze mną w tym, jednym z najważniejszych życiowych momentów i dzielnie mnie wspierał, i pozwalał się ściskać, Magdzie G za opiekę nad Wiki, Magdzie J za wsparcie i Natalii za cudowną energię i uszanowanie mojej postawy, która odebrała jej kompetencje ;) (nie pozwoliłam sobie pomagać w porodzie).
Autorka: Magdalena Mostek- Wrocław
zaprasza na bloga o dobrych porodach Dobry poród
Dziękuję Magdaleno <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz