Dziś przedostatnie towarzyszenie w porodach tej wspaniałej pary... jak na razie, bo chyba Aga i Michał jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa ;) .
O narodzinach siódmego dziecka - Antosia.
Antoni
2012, poród na Brochowie
Antoni
miał być dziewczynką, ale nie wyobrażam sobie żeby teraz nie był
Antonim.
Z wszystkich dzieci, choć jest jeszcze maluchem, jest najbardziej poważnym i myślącym dzieckiem.
Patrząc na niego człowiekowi robi się często nieswojo pod wpływem tego przenikliwego spojrzenia.
Z wszystkich dzieci, choć jest jeszcze maluchem, jest najbardziej poważnym i myślącym dzieckiem.
Patrząc na niego człowiekowi robi się często nieswojo pod wpływem tego przenikliwego spojrzenia.
Ponieważ
była to ciąża rok po roku, odczułam jej ciężar bardziej niż
zwykle, nie mogłam też karmić Franka dłużej niż 8 miesięcy z
powodu szybkiej utraty wagi w kolejnych miesiącach ciąży. Franek
odstawił pierś bez żalu, bo nie smakowało mu już mleczko, ja za
to byłam nieutulona, wciąż miałam wyrzuty sumienia, bo Stasia i
Marysię karmiłam po 3 lata !
Jeśli
miałabym określić ten poród jakimś jednym słowem, byłoby to z
pewnością określenie „pokoleniowy”.
Ponieważ
nie mieliśmy aż tak przykrych doświadczeń z ostatniego pobytu w
szpitalu, tym razem nawet nie szukaliśmy innych możliwości. Myślę,
że przyczynił się do tego fakt, iż dziecko miało urodzić się
duże.
Mój sprawdzony lekarz od usg wprawdzie wypatrzył mi
chłopczyka, co mnie okropną matkę rozczarowało ale ujął mnie za
to precyzją badań, wykluczając wszelkie choroby i oceniając wagę
przy porodzie na ok 4500 g. Było dla mnie oczywistym, ze nawet tak duże
dziecko chcę rodzić nadal naturalnie, a nie przez cięcie (o
zgrozo!) ale uważałam, że do tego potrzebuję fachowej pomocy.
Tradycyjnie
sama wyliczyłam datę porodu na 10 dni po tak zwanym "terminie".
Poród zaczął się
dokładnie w tym dniu- 5 lutego. Tym razem wody obudziły nas o5 rano,
wyliczyłam więc następnie godzinę – 9 rano powinno być po
wszystkim. Schemat przygotowań się powielał łazienka, prysznic,
malowanie, ubieranie, pakowanie i taksówka.
Byłam bardzo spokojna i
rozluźniona, nie dokuczały mi aż tak skurcze, mogłam więc bez
obaw poczekać chwilę. Ponieważ nad ranem obowiązywała taryfa
nocna, a dodatkowo od 7-mej jest nowa zmiana w szpitalu, postanowiliśmy
wyjechać koło 6.30 z domu. Było jeszcze ciemno, wszędzie śnieg,
nikogo na ulicy, poczułam jakiś taki podniosły ton w powietrzu.
W
taksówce leciała muzyka, nagle pojawił się mój ulubiony kawałek
Ani Dąbrowskiej, popatrzyliśmy na siebie z Michałem , zrobiło się
miło, jak w jakiejś knajpce przy lampce wina. Tak, w tym momencie
nasza podróż taksówką przypominała randkę a nie nerwowy
pospiech do szpitala. Rozrzewniłam się i to nie był dobry znak,
oczywiście luz luzem ale należę do tych kobiet, którym służy w
czasie porodu lekkie wkurzenie, nerw, który daje energię do parcia.
Na
izbie przyjęć potraktowano mnie bardzo sympatycznie, kiedy
powiedziałam ile razy leżałam u nich, lekarz z położną
dopytywali o szczegóły mojej całej rodziny, stwierdzając na
końcu, ze pewnie jeszcze nie raz zawitam. Antos wybrał doskonały
moment na pojawienie się po drugiej stronie brzucha, była
niedziela, zero tłumów, dopisywały wszystkim humory z rana,
idealne warunki jak na szpital.
Mimo całej sympatii, którą mi
okazano przy przyjęciu, w telefonach słychać było wciąż
rutynowość „wieloródka na poród rodzinny, tak cegiełka jest".
Trochę mi było żal tej stówy, moglibyśmy dzieciom coś kupić,
nie wiem czemu w głębi duszy liczyłam, ze ktoś powie , żebyśmy
nie płacili tym razem skoro to któryś już raz. Niestety… Michał od razu został przyciśnięty do muru z płaceniem. Z
drugiej strony poczułam ulgę, ze nikt nam nie będzie przeszkadzał
i tak było, co więcej odczułam namacalnie różnicę kiedy się
płaci a kiedy nie. Po pierwsze skierowano nas od razu do sali
porodów rodzinnych „słoneczka” , tam zrobiono ktg i jakby
częściej zaglądano, po drugie po porodzie pierwszy raz zrobiono mi
herbatę i przyniesiono do łóżka obok. To był dla mnie szok, ze
ktoś z personelu tak o mnie dba i jeszcze proponuje sniadanie jakieś
kombinowane, jakbym była głodna. Zaś herbata po porodzie...jak dla
mnie najlepszy ukoiciel po takim wysiłku. Ot, siła pieniądza...
Do
szpitala przyjechałam z 7 cm rozwarciem, była to pewna nowość, bo
zwykle tego rozwarcia było 6cm i długo, długo nic . To mnie
pokrzepiło, że teraz będzie z górki. Na porodówce przyjęła nas
starsza położna, co było dla mnie dużym zaskoczeniem, zwykle
położne były młode i energiczne, ta kobieta odbiegała od tego
modelu i to bardzo. Pamiętam, ze miała na sobie moherowy, biały
sweter i cała pachniała papierosami. Nie miałam absolutnie z tym
problemu, rozbawił mnie raczej ten widok. Położna nie tylko
wyglądała „epokowo” ale tez tak się zachowywała, używając
np. przy parciu zwrotów typowych do lat ubiegłych, kiedy nie było
jeszcze nawet wzmianek o akcji „Rodzić ludzku”.
Około godziny 8
wpadł na salę lekarz równie leciwy, jak położna, mógł mieć
koło siedemdziesiątki. Zobaczył mnie i powiedział bez ogródek;
„O ładna mama, będzie ładne dziecko ale to tak koło 11-stej może, bo
powoli to wszystko, wiadomo swoim tempem tak?” Przytaknęłam, choć
swoje wiedziałam i liczyłam na tą 9-tą, a nie 11-stą. Mimo wszystko był
to moment kiedy zwątpiłam w swoje możliwości, może rzeczywiście to
powoli i będę się męczyć do południa...
Położna zaproponowała i oksytocynę, nie zgodziłam się. Zaproponowała glukozę, mówiąc, ze to trochę pomaga zebrać siły, chyba zobaczyła to moje chwilowe rozkojarzenia, a może stwierdziła mądrze, ze po tylu porodach organizm potrzebuje kopa.
Położna zaproponowała i oksytocynę, nie zgodziłam się. Zaproponowała glukozę, mówiąc, ze to trochę pomaga zebrać siły, chyba zobaczyła to moje chwilowe rozkojarzenia, a może stwierdziła mądrze, ze po tylu porodach organizm potrzebuje kopa.
Z ulgą
poczułam , ze zmienił się rodzaj skurczów było przed 9-tą. Samo
parcie było żmudne i ciężkie. Dziecko było duże i kosztowało
więcej siły, wysiłek był ogromny. Wszystkie dzieci rodziłam na
dwóch skurczach ( a Anielkę na jednym ). Przy pierwszym wychodziła
główka, przy drugim reszta ciałka i już. Tylko z Antkiem było
inaczej, parłam , parłam i nic. Przy drugim skurczu zwątpiłam,
powiedziałam, że nie dam rady, chyba cudem się nie rozpłakałam, że
tak kiepsko mi idzie, a położna ze stoickim spokojem mówiła "dasz dasz".
Stwierdzenie położnej na „twardą... ” całkiem mnie zbiło z
tropu, chciało mi się naprawdę śmiać mimo całego bólu jaki
odczuwałam.
To chyba był ten moment przełomowy kiedy się zawzięłam i wyszła główka, a potem cały Antoś spoczął na moim brzuchu. Odnotowano poród godzina 9.05, waga 4350, 50 cm.
To chyba był ten moment przełomowy kiedy się zawzięłam i wyszła główka, a potem cały Antoś spoczął na moim brzuchu. Odnotowano poród godzina 9.05, waga 4350, 50 cm.
Kiedy
to usłyszałam, przestałam mieć wyrzuty sumienia po beznadziejnej
akcji z parciem, urodzić taką kuleczkę siłami natury to jest coś!
![]() |
Z Antosiem po porodzie |
Antoś "chrapek" ;) |
Autorka: Agnieszka, zdjęcia z archiwum rodzinnego.
Już jutro ósme spotkanie z Agą :)
Jak na razie ostatnie...
Aga podsumuje tez wszystkie swoje porody, nie można przegapić...
Już jutro ósme spotkanie z Agą :)
Jak na razie ostatnie...
Aga podsumuje tez wszystkie swoje porody, nie można przegapić...
1 komentarz:
"Chrapek" jest uroczy.
Jomika z photoblog'a
Prześlij komentarz