wtorek, 12 listopada 2013

Osiem porodów Agnieszki. Cz. 4 Narodziny Marii

Kochani, po dwudniowej przerwie organizacyjno-technicznej, za którą przepraszam, wracamy do towarzyszenia w ośmiu porodach Agnieszki...

Czwarte dziecko, drugi poród Agi i Michała w domu... Jak narodziła się Maria...



Maria, 2006, poród w domu


Pomimo tak udanego porodu domowego 3 lata wstecz, nie planowaliśmy znów rodzić w domu. Nie dlatego, że nie chcieliśmy , a ze względów „technicznych”.
Decydujące dla nas było zapewnienie bezpieczeństwa dziecku, bo gdyby się coś nieprzewidywanego stało... Nikt we Wrocławiu nie przyjmował takich porodów, a nawet jeśli, nie mielibyśmy wtedy na to pieniędzy, żeby opłacić położną.

Marysia powitała nas już w nowym mieszkaniu, pięknym, pachnącym, bardzo wygodnym.
Byłyby to idealne warunki, żeby urodzić tutaj. Chcieliśmy być jednak rozsądni i wybraliśmy znów szpital na Brochowie. Cegiełki ponownie, celowo nie wykupiliśmy w ciemno, ale pieniądze leżały odłożone w kopercie.

Termin porodu przypadał na początek lutego, nauczona doświadczeniem czekałam cierpliwie na sygnał. Pojawił się dokładnie dziesięć dni po tak zwanym terminie, jak przy Stasiu.
Jedyną nowością było to, że nie obudziło mnie odpłynięcie wód, a lekkie bóle brzucha jak przy miesiączce gdzieś około 10-tej rano.
Zadzwoniłam po męża, ze to już, popracował tego dnia godzinę zaledwie i już musiał wracać.
Byłam spakowana do szpitala, więc nie miałam za bardzo co robić, brzuch pobolewał, a ja się snułam z kąta w kąt, czekając na Michała.
Gdy przyszedł koło 11-stej, stwierdziłam, ze to jeszcze czas i nie ma co jechać.
Myślę, ze za każdym razem wspomnienie tego pierwszego porodu, z fatalnym w skutkach zastrzykiem na przyspieszenie, decydowało o tym, że do szpitala wolałam jechać jak najpóźniej, kiedy odejdą wody, na sam poród.
Czekałam i czekałam na bóle z tyłu pleców, czyli właściwe skurcze i zastanawiałam się co jest nie tak i czemu tak długo. O zgrozo mimo, że to był mój czwarty poród, byłam przy tym święcie przekonana, ze najpierw odchodzą wody, a potem następuje właściwa akcja porodowa, czyli skurcze parte i urodzenie dziecka. To przekonanie było tak mocne, ze nie zadawałam sobie nigdy trudu, żeby to sprawdzić w książce lub w internecie... Czekałam więc ostatecznie na odpłyniecie wód, z myślą, że wtedy pojedziemy.


Przed 12-stą ból brzucha był już dość mocny i regularnie się pojawiał co 3 minuty.
Michał zadzwonił po taksówkę.
Weszłam do łazienki po szczoteczkę, poczułam napieranie, kucnęłam i trysnęły wody ukazując główkę!!!
Michał wleciał do łazienki i oczom nie wierzył co się dzieje...
Pomógł mi, za drugim parciem wyszła Marysia. Trwało to może 2 minuty, urodziła się bardzo szybko z wodami...

Michał ucisnął spinaczem pępowinę, kiedy trzymałam dziecko na rękach, owinięte wcześniej ręcznikiem. Położyliśmy się do łóżka, mała Marysia zaczęła ssać.

Cudownie było czuć tą więź, bliskość dopiero urodzonego dziecka we własnym łóżku, w domu.
Jak wielką różnicę robi zwykłe łóżko...
Zostałabym już tak na zawsze, niestety zdrowy rozsądek musiał zwyciężyć dla dziecka i mojego dobra i spokoju. Tym razem pogotowie przyjechało po 10 minutach od porodu, z fachową karetką dla dziecka z inkubatorem itd. Lekarka była bardzo miła, zbadała dziecko, a mnie pocieszała, bo kompletnie tym wszystkim się zdziwiłam i rozkleiłam. Wyszła na wierzch moja wiedza o porodzie, przy czwartym dziecku! Co za wstyd...Tak na to po wcześniejszej euforii patrzyłam, leżąc już na szpitalnym łóżku.
Trafiliśmy na Brochów, wprawdzie po fakcie, ale docelowo plany się spełniły.

Nowy dom został „ochrzczony”, pomyślałam wracając...
Pierwsze co zrobiłam wracając do domu, to weszłam do łazienki, zrobiło mi się bardzo miło i tak ciepło na sercu. 


Maleńka Marysia

Maria dziś

Autorka: Agnieszka, zdjęcia z archiwum domowego. 



Już jutro domowe narodziny Małgorzaty, bądźcie z nami :)




Brak komentarzy: