czwartek, 5 grudnia 2013

Karmiąca Mama u lekarza...

 Dziś miała być kolejna z nadesłanych przez Was opowieści porodowych, ale będzie o czymś innym. 
Pewna Mama przysłała do mnie ten tekst z prośbą o publikację... Temat ważny i przewijał się już niejednokrotnie na fejsbukowej grupie Karmiące Cyce... Przeczytajcie.


W trakcie mojego karmienia piersią - czyli przez cały ubiegły rok – spotykałam kilku różnych lekarzy: ginekologów, internistów, pediatrów… Nigdy nie oczekiwałam, że któryś z nich wystawi mi laurkę za długie karmienie piersią albo włączy fanfary przy wejściu do gabinetu. Właściwie to nie oczekiwałam od nich niczego. Albo wręcz przeciwnie? Myślałam, że może któryś z nich wycedzi: „To dobrze, że karmi pani swoje dziecko własnym mlekiem” lub inny podobny banał. Spodziewałam się, że większość lekarzy – jeśli nie wszyscy – będzie miało wiedzę dotyczącą laktacji w znacznym stopniu przewyższającą moją, a okazuje się, że 95% z nich należy się dwója! I nie mam tu na myśli kosmetycznych błędów, ale wielBŁĄDy!!!
Jak ktoś, kto nosi tytuł specjalisty medycyny rodzinnej może wygadywać bzdury o tym, że rok to i tak długo na karmienie piersią, a potem nie ma już żadnych immunoglobulin w mleku? Komunikat w tej sprawie wydało kilka miesięcy temu polskie Ministerstwo Zdrowia, które zarekomendowało wyłączne karmienie piersią niemowląt do ukończenia 6 miesiąca życia oraz kontynuację karmienia piersią przy jednoczesnym podawaniu pokarmów uzupełniających nawet do ukończenia przez dziecko drugiego roku życia i dłużej. Lekarzy to nie interesuje?
Nie chodzi mi o żonglowanie argumentami, o intelektualne spory dotyczące mleka modyfikowanego, a karmienia naturalnego. To, co uderzyło mnie najbardziej podczas mojej wizyty z niekończącym się przeziębieniem, to sytuacja, w której lekarz nie skupia się na moim problemie, z którym przychodzę, ale mówi mi – nie pytając o moje zdanie – kiedy mam odstawić własne dziecko od piersi! Mam odstawić je już, teraz! Dlaczego? Ano dlatego, że niekarmiącą mamę łatwiej się leczy według wyuczonych schematów. To jest analogiczna sytuacja, w której przyszedłby pacjent z cukrzycą, a doktor zamiast leczyć zapalenie korzonków biadoliłby na jego wysoki poziom cukru.
Podczas tej wizyty w gabinecie zaczęłam odczuwać zniewolenie. Doktor – autorytet mówi mi, co mam robić. Nie znaleziono dla mnie czasu na rozmowę, czy ja tego odstawienia chcę, nie zostałam zapytana o bilans korzyści moich i mojego dziecka, doktor nawet nie zapytał, czy mnie karmienie spełnia, czy mnie męczy, nie zadręczał się kto zapłaci za puszki mleka modyfikowanego.
- „Ile ssak ma? Rok? No to już czas odstawić”.
Moja odpowiedź:
- „Nie wydaje mi się, Panie Doktorze”.
- „A to dlaczego?”.
I kolejny raz mam tłumaczyć się obcemu człowiekowi ze swoich wyborów i decyzji życiowych. Nie chcąc wgłębiać się w ideologię, powołuję się na AUTORYTET.
- „Ponieważ prof. Lubiński zalecił mi długie karmienie piersią” (Prof. Lubiński jest słynnym w Szczecinie i Polsce genetykiem, zajmującym się badaniami nad mutacją genu BRCA/BRCA1 odpowiedzialnego za raka piersi).
Po chwili milczenia – widać sprawa nie daje lekarzowi spokoju, dopytuje:
-„A co z tym dzieckiem jest nie tak, że ma być tak długo na piersi?”. Okazuje się, że jednak prof. Lubiński nie jest tak sławny w środowisku medycznym, jak myślałam, że jest. Słysząc taką wypowiedź, lekko się podłamałam. Zamiast zakończyć wizytę, wytłumaczyłam.
-„Tu nie chodzi o dziecko, tylko o mnie. Karmienie piersią jako prewencja raka sutka – słyszał Pan o tym?”
Nie odpowiedział, ale widać sprawa męczyła doktora dalej, bo poszedł po innej linii oporu.
- „No ale przecież kiedyś musi Pani odstawić to dziecko od piersi!”
Rozmowa w tym stylu to odbijanie piłeczki od ataku do obrony. Nie biorę udziału w takich dyskusjach, bo nie widzę powodu dla którego miałabym tłumaczyć się komuś, kto nie ma wiedzy i nie ma też chęci by tę wiedzę zdobyć, dlaczego postępuję tak, a nie inaczej. Bardzo dużo mi ta wizyta dała – pokazała mi, że człowiek ubrany w biały fartuch, w atrybut autorytetu, swoimi rękoma doskonale potrafi ulepić pacjenta w dowolny kształt. Pacjent – nie przychodzi zdrowy do lekarza – często ma temperaturę, boli go brzuch, noga, głowa, oko, gardło i nie ma siły spierać się z doktorem o formę terapii. Często też pacjent nie ma wiedzy. Niestety tym razem pacjent – czyli ja – nie pasował do żadnej z wcześniej przygotowanych foremek. Pewnie gdyby chodziło to tylko o mnie – sprawy inaczej by się potoczyły. Karmienie piersią nie jest tylko dla mnie – jest dla mojej córki, która tego potrzebuje, ale też potrzebuje w coraz mniejszych odstępach czasu. Czy odstawienie jej z dnia na dzień, z chorą mamą u boku, byłoby dla niej dobre? Czy doktor pomyślał o tym, kto miałby wstawać w nocy przygotować proszek i podać go w butelce? Ja chora, czy niewyspany tata? Dlaczego mam płacić za mleko w proszku, skoro mam swoje za darmo i to tysiąc razy lepsze?
Mam wrażenie, że nie poddałam się podczas tej wizyty, ale po wyjściu z gabinetu przytłoczyło mnie wszystko, co usłyszałam. Nie dostałam żadnego leku, ponieważ dwa sprawdzone w pharmindexie nie nadawały się dla mam karmiących. W Internecie bez problemu można znaleźć laktacyjną listę leków – jest ona dostępna bez zalogowania i rejestracji, wystarczy poszukać. Jeden telefon po wsparcie duchowe do doradcy laktacyjnego i stanęłam na nogi. A ile kobiet uwierzy akurat temu doktorowi, że MUSIAŁY odstawić dziecko od piersi?
Wolałabym sytuację, w której doktor mówi: „Nie specjalizuję się w leczeniu ciężarnych i karmiących kobiet. Mam problem z doborem leków. Nie mam doświadczenia. Proszę udać się do mojego kolegi X. Przykro mi, nie mogę Pani pomóc”.
By usłyszeć takie sformułowanie trzeba mieć przede wszystkim odrobinę klasy i wiele pokory. Trzeba cechować się szacunkiem do swojego pacjenta i przyznać się do swojej indolencji, a tego widać nie uczą podczas trudnych sześciu lat studiów medycznych, ani nie wynosi się tego z rodzinnego domu.

Autorka: Mama N. 

 Napiszcie jakie miałyście własne doświadczenia i jakie są Wasze oczekiwania wobec środowiska medycznego, jeśli chodzi o kompetencje lekarzy i wspieranie naturalnego karmienia, czyli karmienia piersią...
ps. Komentarze ukazują się z opóźnieniem

 

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ja już niczego nie oczekuję od służby zdrowia...dzięki temu jak usłyszę coś zgodnego z moją wiedzą i ideologią - jestem mile zaskoczona. Polecam ;)

VBAC Mama pisze...

Niestety, taki "poziom" prezentowany przez lekarza w kwestii karmienia piersią nie jest odosobniony (choć znam kilka wspaniałych lekarzy, którzy są "na bieżąco" z rekomandacjami i badaniami i promują karmienie piersią). Co zrobić? Edukować. edukować, edukować... przede wszystkim młode mamy! Żeby się nie dawały wpuścić z maliny, tak jak autorka tegoż artykułu. Brawo!

Anonimowy pisze...

Nam próbowano wmówić karmienie mlekiem modyfikowanym już w szpitalu w którym rodziłam. Ze szpitala (niedługo po porodzie) wyszłam na własne żądanie, na drugi dzień kazano mi przyjść na pobranie z piętki. Dr zważyła córkę i stwierdziła "chyba Bóg Panią przysłał, bo nie byłoby czego ratować". Na każdym kroku straszyli jej śmiercią i kazali natychmiast podać mleko modyfikowane. Bo spadek 10% wagi, bo wychudzona- dr złapała skórę na brzuchu córki i powiedziała "widzi Pani, sama skóra". Ciężko mi opisać jaki to był dla mnie cios, piersi pękały od nadmiaru mleka, a ja bardzo chciałam karmić piersią. Wezwałam do domu doradce laktacyjnego, który bardzo nam pomógł. Córka ma 15 miesięcy i nadal karmię, jestem w 4 miesiącu ciąży i nie bardzo wiem co mam robić. Na razie czuję się bardzo dobrze i nie zamierzam przerywać karmienia. Chciałabym uzyskać jakąś fachową poradę specjalisty, niestety na to nie mam co liczyć. Lekarze tylko pukają się w głowę, bo przecież już dawno powinnam odstawić córkę od piersi...

Hanna Krawsz pisze...

Zapraszam do grupy wsparcia https://www.facebook.com/groups/217536521602719/ jest na niej dużo mam karmiących w ciąży i tandemy :)

magdor pisze...

Przez niedouczoną chyba panią dr karmiłam moją córkę tylko 3 miesiące. Rozchorowałam się poważnie na anginę. Przepisała mi antybiotyk dodając, że absolutnie nie mogę karmić przez czas przyjmowania leku. Dodała oczywiście,że nie ma innego leku, który mogłabym brać i jednocześnie karmić córkę. Po 7 dniach córka nie miała najmniejszej ochoty ssać. Tylko butla. To był mój dramat. Mimo wielu prób nie udało się przywrócić Małej chęci ssania piersi. Podniosłam się z tego, ale do dziś to pamiętam. To było 7 lat temu. Dziś jestem w ciąży z drugim dzieckiem. Za 5 miesięcy maluszek będzie z nami i na szczęście już i ja jestem mądrzejsza. Nie dam się przegadać lekarzowi, że nie ma, że nie wolno, że odstawić, że za długo. To będzie mój wybór, moja decyzja. A lek na anginę też znajdziemy odpowiedni w razie potrzeby.

Mati7a pisze...

Będąc w drugiej ciąży co chwilę łapałam jakieś choróbska - najczęściej zapalenie ucha. Myślałam że może po porodzie mi przejdzie ale nic z tego - niespełna miesiąc po porodzie znowu przyczepiło mi się zapalenie tym razem obydwu uszu. Poszłam do lekarza a tam miły i młodziutki Pan Doktor stwierdził że jest mu bardzo przykro ale nie ma wiedzy i doświadczenia żeby przypisać mi jakikolwiek lek który mozna brać w czasie karmienia piersią. Poradził mi brać paracetamol na ból i dał mi kartkę do bardziej doświadczonego kolegi żeby mnie bez czekania w kolejce wpuścili. Powiem że mile mnie zaskoczył takim podejściem.